11 września 2016

11. Instynkt

      Twardym krokiem przemierzałam przejście dla pieszych. Za każdym razem, gdy ktoś z tłumu zahaczał o mnie ramieniem, to miałam nieziemską ochotę odbić podeszwę moich glanów na jego twarzy.
      Co się ze mną stało!? Na moim kręgosłupie tańczył żywy ogień. Palce swędziały niemiłosiernie. Moja głowa... zdawała się mnie nie słuchać. Ignorować. Żyć własnym życiem. Gdy ja chciałam ominąć grupkę ludzi z prawej, to mimowolnie przemykałam obok nich z lewej. Mój wzrok nieposłusznie ślizgał się po nieznajomych twarzach, może znudził mu się widok czerni moich butów? Co się ze mną dzieje! Do jasnej! Wszystko zaczęło się, gdy usłyszałam ten cholerny głos, koło tego cholernego hydrantu. Zacisnęłam w pięść rozgrzane dłonie. Wszystko się sypie. Jakby czarna dłoń z moich snów nieuchronnie sięgała po moje zmysły, aby je zmieszać... a potem sięgnie po mnie. Czy ja przypadkiem już nie odeszłam od zdrowych zmysłów?