7 maja 2017

Manipulant

       Zwierz był już na wygranej pozycji. Kosztował wzrokiem każde jego drżenie. Z satysfakcją patrzył na każdą jego kroplę potu. Strach wypływający z ofiary wypełniał powietrze słodkim zapachem. Oto fetor zwycięstwa. Lada moment dopełni je niczym księżyc, który dotrwał do pełnej swej okazałości.  
       Nareszcie.
       Mimowolnie wyszczerzył pożółkłe oraz oblepione resztkami, brudne zęby i tak będące jego dumą. Był to ostatni przebłysk jego człowieczeństwa, które stłumił gardłowym warknięciem. Najeżył zniszczoną oraz wyblakłą sierść, niegdyś błyszczącą w blasku srebrnej tarczy, ale teraz jedynie majaczyła na jego grzbiecie. Furia wraz z dziką radością kotłowała się w jego lśniących, na wpół ślepych oczach.
       Skoczył. Kły ze świstem przecięły duszne powietrze. Powalił go całą swą siłą, a zęby wbiły się w ciało, tnąc naczynia krwionośne, rozrywając mięśnie i miażdżyc kości. Potok krwi obryzgał  bestię, napędzając w niej machinę zniszczenia — mordercę. Utopiła w nim wszystkie swe żale, smutki, pragnienie, głód oraz jego życie.
       Jego usta — dotąd drżące — pozostały nieme do końca. Zwierz nie potrzebował od niego tłumaczenia, bo sam znalazł prawdę, a on doskonale o tym wiedział.