— Jeśli
chcesz znać odpowiedź, to pozwól, że ja odpowiem za nią na twoje
pytanie, bo ona chyba już... dogorywa... — powiedział jego
przyjaciel.
Teraz
dobrze go widzę — był to ciemnoskóry mężczyzna z czarnymi,
kręconymi, na zapałkę (krótko — tak jak żołnierze w wojsku)
ściętymi włosami. Do beżowego garnituru miał białą koszulę
oraz bordowy krawat z delikatną, cienką kratką w nieco jaśniejszym
odcieniu czerwieni. Z jego twarzy można wyczytać, że miał mniej
niż czterdzieści lat na karku, ale tak jak tamten, nie był
najmłodszej daty — zmarszczki były wyraźne pod oczami, a jego
zmartwiona twarz mówiła sama za niego, że przeszedł przez
niejedną burzę w swoim życiu, aczkolwiek zdawał się mieć głos
młodszy od twarzy. Jednak jego ton wciąż był przepełniony ironią
i delikatnie mówiąc, miał chyba ochotę wygarnąć temu
"człowiekowi z sumieniem" — jak to siebie sam nazwał
posiadacz różowych okularów.
— Dobra, ale chodź mi tu pomóż... — odparł, odwracając się w jego stronę, jakby po nim spływały wszystkiego jego słowa.