25 lutego 2016

5. Czerwone światło

      Szłyśmy teraz w ciszy, zakłócanej jedynie przez plusk kałuż, warkot silników oraz rozmowy ludzi. Od czasu do czasu pasożyt mojego życia zagwizdał jakąś chwytliwą melodyjkę.
      — Ile idziesz do domu? Sądziłam, że busem jeździsz. — Przerwała nagle ciszę.
      Rzuciłam na nią oko spod kaptura. Zdawała się być zrelaksowana. Wodziła wzrokiem po niebie — przestało padać, ale bure chmury nadal zasłaniały niebo. Jedyne co zdradzało jakikolwiek stres lub rozkojarzenie, był jej ciężki chód, jakby miała nogi z ołowiu i zmuszała się do dalszego przemieszczania się.
      — Nie stać mnie na dwa bilety... — mruknęłam, a w myślach dodałam sobie kilka bluzg pod jej adresem.
      — Ale z Ciebie dusigrosz. — Uśmiechnęła się pod nosem.
      — Doprawdy? — wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
      — Mówiłaś coś? — Najwidoczniej niedosłyszała.
      W odpowiedzi przewróciłam odruchowo oczyma z typową dla mnie miną, która przyozdabiała moją twarz w każdej beznadziejnej sytuacji mojego życia.
      Po raz kolejny zapadła cisza.

14 lutego 2016

4. Nie tylko zły sen

      Niestety spóźniłam się na pierwszy autobus, co równało się z niesamowitym tłokiem ludzi na przystanku. Co gorsza — powstał tak ogromny korek, że samochody praktycznie stały w miejscu, a ich opary zatruwały mnie, jak i resztę ludzi. Na dodatek ponure niebo spuściło deszcz, co spowodowało, że wszyscy desperacko pragnęli znaleźć się pod skąpym dachem przystanku. Oto dowód na to, że lepiej być kanapowcem — jestem poza mieszkaniem dopiero kwadrans, a życie już dało mi do zrozumienia, że to nie będzie mój dzień.