10 lutego 2017

12. Chomik

      Nim skończyłam nalewać wrzątku do szklanki, w celu zrobienia sobie herbaty, to rozległo się pukanie. Porządne pukanie, które przeniknęło mnie na wskroś.
      — Goście... — oznajmiłam sama sobie i z zażenowaniem stwierdziłam, że mój głos drży.
      Szybko podeszłam do wejścia, a moja dłoń bez większego wahania je otwarła. Jeszcze szybciej gość mnie popchnął na stół, a gorąca herbata wylała się wprost na me plecy.
      — Hej, piękna! — Drzwi zatrzasnęły się z hukiem.
      Krzyczałabym, ale nie chciałam przykuwać uwagi sąsiadów, a do tego byłam zbyt zajęta wrzątkiem, który wsiąknął w moją koszulkę i przylegając powodował niesamowity ból. Zacisnęłam usta w wąską linię. Dopadłam kranu oraz z pośpiechem zamoczyłam ręczniczek w zimnej wodzie, po czym przyłożyłam go w miejsce oparzenia. Odetchnęłam z ulgą.
      — Tęskniłaś?
      Dopiero teraz, gdy głos był tuż nade mną, odskoczyłam pod ścianę. Z trwogą stwierdziłam, że znalazła mnie szybciej, niż przypuszczałam.
      — To się nazywa odskoczyć jak oparzony. — Zaśmiała się szyderczo, a jej bursztynowe oczy zalśniły czystym złotem. — Zanim zaczniesz panikować, to pragnę cię uspokoić, bo nie mam zamiaru cię terroryzować, czy coś w tym stylu. — Zsunęła z głowy kaptur, ukazując tym samym swe czarne, kocie uszy, które mnie przerażały.
      — Doprawdy?! — Nie panowałam nad rozwścieczonym głosem.
      — Nom. — Usiadła na krześle, a palcem bawiła się rozlaną herbatą na stole.
      Nie byłam pewna jak powinnam zareagować. Już mi udowodniła — z moją małą pomocą — że jest nieprzewidywalna przez co z trudem przyszło mi teraz jej zaufać, ale mimo wszystko usiadłam przy stole, wciąż przytrzymując mokry ręczniczek na piekących plecach.
      — Może pościerasz? — zasugerowała z nieblednącym uśmiechem.
      Jak w transie wstałam, znalazłam ścierkę oraz wykonałam tę nieprzyjemną czynność. Przez cały czas obserwowałam ją. Ni to z ciekawości, ni to ze strachu... tak po prostu. Zastanawiałam się, czego tym razem chce? Wciąż tu zamieszkać? Nie dałam jej wystarczająco do zrozumienia, że "nie" znaczy "nie"?
      Swoją drogą Nokta wyglądała niesamowicie spokojnie, tak jak ostatnio. Nieskrępowana rozglądała się po suficie, przenikliwie spoglądała w kąty, lustrowała wzrokiem szafki — nieśpiesznie. Trochę przypominała mi Charlottę, ale ona nie wydawała się skrępowana, gdy spacerowała po mieszkaniu, a po brązowowłosej widać było dystans oraz szacunek, co szczerze mnie zdziwiło. Jak dotąd emanowała pewnością siebie i dążyła do celu... po trupach.
      Gdy już zakończyłam czyszczenie podłogi, ponownie usiadłam. Cierpliwie czekałam, aż przerwie ciszę. Byłam nieziemsko ciekawa w jaki sposób to zrobi. Gdzie jest jej granica uprzejmości?
      — Jak się czujesz? — Jej ton można było nazwać troskliwym, ale na kilometr wyczułam tę sztuczność.
      — Nieźle, w szczególności, że przez ciebie prawie zakończyłam żywot...
      — Koniec tego pierdolenia. — Poruszyła się niespokojnie na krześle, ale wciąż zachowywała spokojny głos.
      — A może herbaty? — Wstałam, aby ponownie zagrzać wody.
      — Siadaj — powiedziała stanowczo, co kontrastowało z jej uśmiechem.
      Zastanawiałam się także, czy warto przeciągać strunę, ale zwątpiłam, gdy zauważyłam jak jej paznokcie zostawiają rysy na stole.
      Usiadłam.
      Dziewczyna oparła się o siedzenie i skrzyżowała ręce, a jej wzrok utkwił w bliżej nieokreślonym punkcie. Dzielnie znosiłam ciszę. Odłożyłam wzorzysty ręczniczek na blat stołu, bo przyniósł już wystarczająco ukojenia. Gdy widok zza oknem mi się znudził, to przerzuciłam się na ladę, a jako, że nie była ani trochę pociągająca, to wbiłam wzrok w swoje stopy. Miałam jedynie na nich skarpetki z symbolem Batmana, bo kapcie naturalnie w między czasie zaginęły w akcji. Ironia losu mnie uwielbia — chciałabym go wezwać.
      Szkoda, że to Nowy Jork, a nie Gotham, który w sumie nie istnieje, co jest z lekka smutne... jego miejsce zawsze będzie tylko w komiksach i może tak powinno zostać? Dennis O'Neil* porównywał Gotham do Manhattanu w najzimniejszą noc listopada, jedenaście minut po północy. Raczej z lekka przesadzone, ale działa na wyobraźnię. Ogólnie rzec biorąc, to Gotham jest w pewnym sensie podobny do Nowego Jorku. NYC jest po prostu jego alegorią. Ironia losu. Jedyną różnicą jest fakt, że tu nie ma żadnego superbohatera.
      Uśmiechnęłam się pod nosem, co nie umknęło uwadze Nokty.
      — Słuchaj — zaczęła. — Nie jestem twoim wrogiem... chociaż zapewne tak uważasz — dodała, gdy zauważyła cień zdenerwowania na mojej twarzy, który przypadkiem przeze mnie przemówił. — Uznajmy nasze stosunki za... neutralne. — Złożyła palce i oparłszy ręce o stół, nachyliła się w moją stronę, a jej oczy zabłysły w cieniu jej krótkich kosmyków włosów.
      Gdy tylko usłyszałam te słowa, zmarszczyłam brwi.
      — Dobra... — wysyczała przez zęby, nerwowo rozcierając palce. — Zjebałam. Zadowolona?
      — Po części tak... — ostrożnie dobierałam słowa. Wolałam nie powiedzieć za dużo.
      — Przepraszam, obiecuję poprawę? Nie bądź dziecinna! — Uderzyła gwałtownie pięścią w stół.
      Drgnęłam, usiłując nie uciec z mieszkania i pozostać przy stole.
      — A więc chcesz mnie wykorzystać do...? — starałam się, aby mówić wystarczająco głośno, ale niezbyt wiele słów było w stanie przecisnąć się przez me gardło.
      — Wykorzystać? To nie jest odpowiednie słowo. Złotko, pamiętasz naszą pierwszą rozmowę? — Zagryzła dolną wargę trochę za mocno, bo pociekła jej po ustach szkarłatna ciecz, którą szybko oblizała.
      Nie miałam pojęcia, co zrobić. Kotłowało się we mnie obrzydzenie, strach, panika, wściekłość — powinnam chyba krzyczeć, rzucać krzesłami oraz kazać jej iść do diabła, a zamiast tego siedziałam sparaliżowana tą toksyczną mieszanką i z zniesmaczoną miną wpatrywałam się w twarz Nokty.
      — Echem? — chrząknęła.
      Azuri... głęboki wdech... wydech...
      — Doskonale pamiętam, ale nie zrobiłaś nic, aby się zmniejszyć do rozmiarów chomika, więc nadal nie mam jak cię przemycić.
      Jej usta wykrzywiły się, jakby chciała krzyczeć z frustracji.
      — Już tu jestem, nie musisz mnie prze...
      — Ale muszę cię tu trzymać. To nie jest duże mieszkanie, a mój pokój jest po prostu mały i nigdy nie nazwałabym go przytulnym.
      — Mam swoje sposoby, o to się nie bój i pozwól mi być tym twoim chomikiem... nie stwarzaj nieistniejących problemów.
      Nieistniejące problemy?! To na co ja patrzę?! Na swoją halucynację?! Na ducha?!
      — Problemem są ci, z którymi rozmawiałaś w skle...
      — Przystopuj — ucięłam. — Śledzisz mnie?!
      — To raczej oczywiste, skoro wiem, gdzie mieszkasz. — Wytarła wierzchem dłoni wciąż krwawiące usta.
      — Cudownie...
      — A tobie nie wydają się oni zbyt podejrzani? — Dało się wyczuć intrygę w jej głosie.
      — Posłuchaj, oni... nie mam nic do Dylana i Ethana, a ich sklep to po prostu kolejny, który mijam w drodze do szkoły. Tyle. A teraz — wstałam, wskazując drzwi na korytarz — wyjdź.
      — Azuri, jesteś z nimi na ty? — Jej oczy wyrażały niesamowite zdziwienie.
      — Wyjdź — powtórzyłam stanowczo i potrząsnęłam trzęsącą się ręką.
      — Przyznaj, że nigdy wcześniej nie zauważyłaś tego sklepu w drodze do szkoły. — Wstała, zakładając kaptur, po czym kontynuowała — Oraz nie zapamiętałaś jego nazwy... — Pewnym krokiem podeszła do drzwi i naciskając na klamkę zakończyła wypowiedź pytaniem — Nie dziwi cię to, że to właśnie wtedy, gdy ich spotkałaś w parku, twoje prawdziwe oblicze się ujawniło? — Wyszła, zostawiając otwarte drzwi, które lekko zaskrzypiały.
      Ciężko opadłam na krzesło, usiłując opanować trzęsące się kończyny. Emocje. Nie wyrabiam. W mojej głowie wyszła z cienia ciekawość. Ona wie. Podniosłam wzrok na uchylone drzwi. Zna odpowiedzi na moje pytania.
      Nie wierzę, że to zrobiłam, ale to chyba ze względu na to, iż mam skłonności do balansowania na krawędzi, więc podbiegłam do drzwi i krzyknęłam:
      — Nokt...! — przerwałam, bo prawie zaliczyłam zderzenie czołowe z ciemnowłosą.
      — O. Hej, miło, że się przekonałaś do mnie w tak szybkim czasie. — Obejrzała się na klatkę schodową. — Twój pokój jest po prawej, tak? — Wyszczerzyła zęby w pełnym uśmiechu.
      — Tak... — odpowiedziałam niepewnie.
      — Twoja mama nadchodzi, jakby co, to mnie tu nie ma, dobra? — Nim zdążyłam zareagować, ona już zniknęła w moich czterech ścianach. — Jestem twym chomikiem, dobra? — Dotarło do mnie zza ściany.
      Wiedziałam, że moja rodzicielka nie nadchodzi, bo ona zawsze używa windy. Pozostało mi westchnąć głęboko, zamknąć drzwi i zastanowić się nad tym, co właśnie zrobiłam, a zaprosiłam w swoje progi Noktę.
      — Dobra, ale nie kłam, bo następnym razem wyeksmituję cię przez okno. — Weszłam do pokoju, gdzie ona jakby nigdy nic leżała na łóżku. — Nie mam pojęcia, jak ty to sobie wyobrażasz... — westchnęłam.
      — Bez obaw, zostaw to mi. W ciągu kilku godzin wszystko ci wytłumaczę, prowokatorko — odparła z naprawdę sympatycznym tonem.
      Przyznam, że miałam ochotę posłać jej kilka kopów za nazwanie mnie prowokatorką, bo sama jest aktorką, a raczej manipulantką, ale sobie odpuściłam. Idę o zakład, że jeszcze nie raz pojawi się taka okazja.
      — W ogóle, to jak skończył poprzedni chomik? Bo zgaduję, że naprawdę jakiegoś przemyciłaś... kiedyś. — Zerknęła na mnie z uśmiechem.
      Wolałam przemilczeć to pytanie i zachować tę słodką tajemnicę dla siebie, bo dziś za dużo skrajnych emocji przeszło przez moje ciało. Muszę się uspokoić oraz wrzucić coś na ząb, gdyż chwilowo zniechęciłam się do herbat.
      Na pewno tego pożałuję, ale chcę wiedzieć…


_______
Dennis O'Neil* - scenarzysta i wydawca Batmana


Ok. Spóźniony rozdział, ale miałam poślizg na chodniku, ok? 
A tak na poważnie, to zdawało mi się (nadal mam takie wrażenie), że rozdział nie trzyma się kupy... jakby miał się zaraz rozlecieć. 0.0
W ogóle, to Mrusia (aka Nokta) może go uznać za prezent na swoje urodzinki. :>
Edit: Kilka poprawek związanych z oparzeniem.

4 komentarze:

  1. Hej, nie daj się zwieść, do mnie też mówiła złotko, a potem bam! W mój nos z zadziwiającą prędkością trafiła piłka do koszykówki.
    Trochę krytyki nikomu nie zaszkodziło prawda? Cóż, przebrnęłam, przez wiele poradników oraz wiele książek w ostatnim czasie, chodź nic nie publikowałam to pisałam. Nawet głupie fanfikszyn (FANFIKSZYN FANFIKSZYN FANFIKSZYN). Może jestem ciut przewrażliwiona, jednak jako osoba która nie raz w życiu się poparzyła, dziwie się, że bohaterkę tak szybko przeszedł ból pleców. Mi kiedyś kilka kropel spadło na ramię, jak byłam dzieckiem. I byłam w polarze i grubym sweterku, przez dłuższy czas siedząc i płacząc z bólu moja mama dopiero po pięciu minutach zorientowała się. Do tej pory mam wielki krater na ramieniu. Nie pamiętam czy bolało, ale nawet niedawno się oparzyłam i siedziałam z ręką w misce pół godziny a i nadal nie przestało szczypać. Więc wrzątek na plecach, do tego bluzka zatrzymująca ciepło. Nie brzmi to dobrze,nie obejdzie się bez blizn. Ja bym nie usiedziała na miejscu. Myślę, że chociaż powinno być to jakoś uwzględnione i wytłumaczone bo, można się ciut pogubić. To w końcu oblała się wrzątkiem czy nie?
    A tak po za tym to reszta ekstra. WOWOWOWOWOWOWOWOO zainspirowałaś mnie! TAK W KOŃCU WENA. DZIĘKUJE TAK BARDZO DZIĘKUJE ZA ROZDZIADASGKEwei ghweighwerghwesjbndfg hwe wehfgu wehgyweBKVZSDBFHAWE. *INTENSYWNY ATAK EPILEPSJI NA KLAWIATURZE*
    Kurde, świetna wartka akcja, to co mi się podoba, bez owijania w bawełnę w dialogach, kolejne wątki kolejne zagadki intrygi, to to co lubię najbardziej. Elementy tajemnicy wprawiły mnie w sumie w zachwyt, w pewnym momencie aż zaczęłam się trząść. Fajni zagadkowo tyko troszkę krótko.
    Pisz pisz dalej!! Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytasz mi w myślach - sama zastanawiałam się, czy ni dodać więcej opisów dramatyzmu/bólu związanych z oparzeniem, czy coś w tym stylu. Ja sama się nieraz poparzyłam, ale jakoś zawsze mam to w tyle i po minucie ma drama mija. Pomyślałam także "w sumie, jak już ma skłonności balansowania na krawędzi, to... no". Przyznam jednak, że mnie przekonałaś i gdzieś na końcu oraz w innych miejscach zaraz coś dodam, co może chociaż trochę cię usatysfakcjonuje. xd (I will do my best!)

      Ah! Ależ proszę bardzo! Cieszę się, że coś ode mnie cię zainspirowało. *u*
      Osłodziłaś mi dzionek. Dziękuję. :3
      W ogóle, to zauważyłam, że ostatnimi czasy rozdziały z 'Obcej ścieżki' najlepiej mi się pisze na lekko ponad 1300 słów.

      Doczekałaś się tego rozdziału, więc spokojnie się doczekasz następnego. Hue. Hue.
      Jeszcze raz dzięki za koma!

      Usuń
  2. Jak ja uwielbiam relacje tych dwóch postaci.Dialogi poziom mistrz- niewymuszone,wypadają nie tylko zabawnie ale naturalnie i w dodatku wnoszą coś do całej opowieści. Ja tego nigdy nie potrafiłam zrobić tak ,że szacun. Rozmyślania Azuri jak zwykle,zwłaszcza teraz kiedy już wiem ,że to im zwykle musisz poświęcić najwięcej czasu i pracy, podziwiam.
    Czytając rozdział po raz drugi ze zdumieniem odkryłam ,że nawet wreszcie zaczynam lubić główną bohaterkę. Widocznie gadanie z Noktą dobrze jej robi :P
    Nieźle kombinujesz z z tymi chłopakami ze sklepu podoba mi się kierunek w którym to wszystko zmierza (nawet jeśli ostateczną destynacją nie jest zostanie superbohaterem i latanie w szekszi stroju )
    Czekam na ciąg dalszy jak zwykle z niecierpliwością i liczę ,że Azuri jednak nie wypierniczy Nokty przez okno.


    PS
    CO SIĘ STAŁO Z POPRZEDNIM CHOMIKIEM?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mnie przeceniasz, ale i tak dzięki za te pochwały. *-*
      NARESZCIE! Szczerze mówiąc, to zwątpiłam już, że polubisz kiedyś Azuri. X'DDD
      No wiesz... ja mam nadzieję, że Nokta... *myśli, czy aby na pewno powinna to pisać* MNIEJSZA.

      PS. NIE CHCESZ WIEDZIEĆ! ZWĄTPISZ W AZURI, KTÓRĄ DOPIERO POLUBIŁAŚ! ;v;

      Dzięki za komcia. Cx

      Usuń