31 marca 2017

14. Beznadziejna rzeczywistość

      Zapadła już noc. Szłam wraz z Noktą u boku do domu. Czułam się dziwnie po tej niecodziennie sytuacji, poza tym w gruncie rzeczy wciąż jej nie ufałam. Nie miałam ku temu powodu, do tego ona także mnie nim nie darzyła. Naturalnie ja wraz z moją towarzyszką miałyśmy kaptury na głowie, ale i tak widziałam, jak na mnie patrzyła. Wcześniej tego nie zauważałam, ale teraz... może nie byłam wystarczająco uważna i mi to umykało? Nie powinnam była być tak pewna siebie. Trzeba było bardziej uważać... nie wychodzić w nocy, aby szlajać się po Nowym Jorku. Przez to spotkałam wtedy w parku Dylana i Ethana, a potem Noktę w tym ślepym zaułku między blokami mieszkalnymi. Kiedy ja nauczę się uczyć na błędach? Co ja robię!? Nic! Brak postępu! Pomyśleć, że świadkiem tego wszystkiego była Droga Mleczna... ktoś rozlał to mleko, a ja muszę je spijać, albo ścierać — jak kto woli. Ja na jej miejscu bym już dawno stamtąd spadła ze śmiechu.
      Doszłyśmy do jakiś przeklętych schodów, a, jako że ona prowadziła, pomknęła po stopniach przodem, zaś ja powlokłam się za nią. Pomimo otaczającego nas półmroku, zauważyłam jakieś ciemne plamy na jej stopach. Zmarszczyłam czoło. Rozumiałam, że po takim dystansie boso jej stopy nie powinny lśnić, ale te plamy wyglądały dość... nietypowo. Powiedziałam jej o tym.
      — To będą wkrótce moje opuszki. — Machnęła ręką. — Przynajmniej nie będę mieć odcisków.
      — Cholera... jak u Hobbita...! — Zatkało mnie.
      — Raczej jak u kota, a dokładniej kotołaka — prychnęła. — Bez obaw, ty też swoich doczekasz — zaśmiała się cicho.
      Skrzywiłam się.
      — Co ty pierdolisz...? — Dogoniłam ją z wielkim wysiłkiem, aby wyczytać z jej twarzy fałsz, ale nic takiego nie dostrzegłam.
      — To jest nieco bardziej złożone, niż mogłoby się wydawać. — Zamyśliła się chwilę, po czym kontynuowała swoją wypowiedź: — Bo to jest tak, że gdy powstaje impuls, to on... — Nie miała pojęcia jak to ująć, a jej ręce wirowały w powietrzu jakby słowo, które miała na końcu języka, miało dzięki temu szybciej się z niej wydostać.
      Lekko zniecierpliwiona dokończyłam za nią:
      — To on popycha energię do działania. Wiem — fuknęłam, podwijając rękaw bluzy, pokazując jej tym samym otwarte rany na przedramieniu jako dowód, że nie tylko wiem, ale i czuję tego działanie na własnej skórze. — Ale co to ma do rzeczy?
      — Skąd to wiesz? — szepnęła, patrząc ze zdziwieniem na moje przedramię.
      Sądziłam, że to pytanie retoryczne, jednak ona milczała i rozmasowywała mi to miejsce. Dziwne uczucie. Starałam się nie pokazać jej tego, że jej zachowanie nieco mnie dziwiło... że ogólnie mnie jej osoba dziwiła, więc westchnęłam głęboko, aby zyskać kilka sekund na wymyślenie racjonalnej odpowiedzi.
      — Mam swoje wiarygodne źródła informacji, a raczej miałam... — Moje brwi mimowolnie powędrowały do góry, widząc, jak złotooka z pasją kontynuuje rozmasowywanie. — Co ty właściwie robisz? — Nie byłam w stanie dłużej powstrzymać tego pytania.
      Burknęła w odpowiedzi coś niezrozumiale pod nosem.
      Stałyśmy tak chwilę u szczytów schodów prowadzących do metra, skąd wyszłyśmy. Było zadziwiająco pusto. Orientowałam się już, gdzie jestem, ale wolałam nie wracać sama, bo wciąż czułam się dość słabo. Nadal jednak nie docierało do mnie, jak przebiegłam taką odległość? Może i lepiej, że nie wiem, aczkolwiek ostatnio ciągnie mnie do prawdy — nawet tej najgorszej. Błogosławiona niewiedza już nie robiła na mnie wrażenia, bo zawsze potem dopada mnie beznadziejna rzeczywistość.
      Nagle Nokta nie przerywając masażu, podniosła na mnie wzrok, a jej delikatne rysy zarysowało nikłe światło. W jej oczach widziałam niesamowitą ciekawość. Wzdrygnęłam się mimowolnie.
      — Wiarygodne źródło informacji powiadasz...? — Zdawało mi się, że jej oczy wywierciłyby ze mnie odpowiedź, więc podniosłam wzrok na gwiazdy, ale niestety chmury je zasłaniały.
      — Teraz już nie patrzycie, co? — syknęłam. Wszystko mnie irytowało, to pewnie z tego zmęczenia.
      Poczułam, jak czymś przewiązuje mi przedramię. Ponownie spuściłam na nie wzrok. Była to czerwona chusta, którą pamiętałam jak przez mgłę. Chciałam zapytać, skąd ją wzięła, ale po chwili przypomniałam sobie, do kogo należy. Lewą ręką pogładziłam krańce materiału... dlaczego ona mi ją dała? Nigdy nie zwracałam na nią uwagi, chociaż zawsze miała ją zawiązaną na szyi. Może kiedyś miała wrażliwe gardło? W pogłębiającej się ciemności było widać zmechacony, zapewne wielokrotnie prany materiał, który był nieco wypłowiały, ale wciąż wyróżniał się intensywną barwą czerwieni. Po kiego mi go zawiązała? Oddała mi go jako swoisty talizman? Chciała się podlizać?
      — Niech ci służy na zdrowie. — Poklepała mnie po ramieniu. — Odpuść sobie takie... początki monologów, bo potem przerodzi się to w sposób na odstresowanie, czego nie polecam.
      Chciałam ją zapewnić, że nic takowego się nie wydarzy i jej obawy są bezpodstawne, ale któż to wie, czy przypadkiem nie mówiła z własnego doświadczenia? Może jest to spowodowane tymi przemianami w nocy, bo w sumie wiem, jak to potrafi namieszać w głowie. Zgadywałam więc, że mnie to też wcześniej czy później dopadnie.
      — Wracając do tematu — zaczęła — to te impulsy, energia oraz księżyc przechodzący fazy powodują nie tylko zmiany psychiczne, ale również fizyczne... zawsze zaczyna się od uszu, a dlaczego, to nie pytaj mnie, bo najzwyczajniej nie mam ochoty w to wnikać. — Przeszedł ją dreszcz. — Potem zęby, paznokcie... sierść... ostatnią fazę przemiany poprzedza zmiana źrenic na pionowe... — zawahała się, nerwowo bawiąc się palcami. — Na koniec jest ostateczna przemiana. Amen, słodkich snów człowieczku... — Przekrzywiła głowę, jakby chciała dostrzec jakąkolwiek moją reakcję.
      Ja jednak wytrwale milczałam. Nie miałabym nic przeciwko, jakby mnie zamieniło w kamień.
      — Jednak bez obaw, zapewne nic nie czujesz i nic czuć nie będziesz do prawie samego końca, bo przemiana to bardzo długotrwały proces. Jeśli chodzi o ból, to oczywiście nie liczę tych paskudnych przedramion i tego, który na początku towarzyszył pojawieniu się uszów.
      — Rozpędza się... — Mimowolnie uciekło mi z ust.
      Nokta przekrzywiła głowę na drugą stronę, a jej kaptur zsunął się z głowy, ukazując ciekawskie, kocie uszy. Była skupiona wyłącznie na mnie.
      — Jak pociąg... — dokończyłam ledwo słyszalnie, chwiejąc się na nogach.
      — Tak, z każdą fazą przemieniać się będziesz coraz szybciej — potwierdziła moje dziwne słowa, chociaż nie musiała. — Nadal ci słabo?
      — Nie, tęczowo — burknęłam, podchodząc i z powrotem nasuwając jej kaptur. Wolałam nie ryzykować zemdlenia jakiegoś przypadkowego przechodnia.
      — Cała się trzęsiesz — zaalarmowała.
      — To ze stresu...
      — W ogóle, to albo mi się zdaje, albo w stresie rzucasz sarkazmem, co nie? — Podniosła jedną brew do góry, jakby była nieco zaskoczona.
      — Nie, bumerangiem. — Przewróciłam oczyma.
      Zaśmiała się, nawet nie próbując się powstrzymać, a po chwili spytała dość nieprecyzyjnie:
      — Mogę...? — Nieco pociągnęła skrytkę mych nieznośnych antenek. — Masz stosunkowo małe uszy...
      — Będę kotem? — Zignorowałam jej słowa. Musiałam się upewnić, czy dobrze zinterpretowałam jej przekaz.
      — Nie, nabywasz cechy kota, ale zawsze masz i będziesz mieć w sobie cząstkę człowieczeństwa. Jesteś kotołakiem. Nie mów, że kotem, bo tak mówią ludzie, którzy nie pojmują powagi sytuacji, w jakiej się znajdujemy — naprostowała. Po jej nagłej zmianie tonu można było łatwo wywnioskować, że była poirytowana.
      — Ale będę wyglądać jak kot? — W gruncie rzeczy nie chciałam usłyszeć twierdzącej odpowiedzi, ale domyślałam się, że jednak taka właśnie jest.
      Przytaknęła ruchem głowy.


       Szłyśmy już chodnikiem koło mojej szkoły, którym kilka godzin wcześniej biegłam za brunatnowłosą. Dzieliła się ze mną jeszcze wieloma informacjami, które z trudem przyswajałam. Była jednak tylko jedna rzecz, która mnie przytłaczała oraz przerażała, a mianowicie fakt, że zmianę źrenic poprzedza zmiana wielkości — gwałtowny wzrost lub zmalenie, jednak nielicznych szczęściarzy to omija. Według Nokty ja należę do tej drugiej grupy, bo moje kocie uszy są bardzo drobne. Cudownie. Chociaż możliwe, że co innego zmrozi mi krew w żyłach, bo kazała mi, abym przypomniała jej jutro o pewnym istotnym szczególe.
      Kiedy wreszcie zapadła cisza, skierowałam wzrok w stronę wykrzywionych cieni drzew, które rysowały światła latarni i przejeżdżające pojazdy. Rozłożyste wieże posadzone w równych odległościach dawały złudne wrażenie ukrycia przed przyszłością, która nadchodziła w zastraszającym tempie.
      Jednak coś wciąż mi tu nie pasowało i była to chyba Nokta. Nie potrafiłam określić moich odczuć w stosunku do niej. Nie miałam zielonego pojęcia, co się stanie, kiedy wreszcie opanuję swoją moc... z drugiej strony nie zagwarantowała mi, że to rozwiąże mój problem, czyli niemożność bezstresowego życia, którego ja sama sobie nie ułatwiam. W mojej głowie panowała istna burza pytań, które nie chciały ustawić się w kolejkę do znajdowania odpowiedzi, jednak wiedziałam, że w tej chwili potrzebuję snu i ciepła. Byłam zbyt zmęczona, nie chciałabym prowokować kolejnego impulsu przy byle jakim szeleście liści. Byłam zbyt blisko złapania doła.
      Wiedziałam niewiele, ale teraz moje informacje poszerzyły się na tyle, że jak już dojdziemy do mieszkania, to będę mogła zasnąć ze spokojnym sumieniem. Skąd ja tyle wiedziałam? Ten naparstek wiedzy był już mocno przetarty przez czas, lecz nie zapomniałam. Nigdy nie zapomnę tego głosu... tych oczy... tych słów. Tej gorzkiej prawdy, którą chciałam zamienić w bujdę. Co tu dużo mówić? Nie wierzyłam w prawdę, która jednak po latach przypomniała mi o swoim istnieniu, wytykając mnie środkowym palcem w środku nocy, w środku parku.



_______ 
Rozdział raczej odpowiednio długi. Długo pisany. Chyba dość szybko się czyta. 
Rozkręcamy zabawę... heh. 
Wszelakie zażalenia proszę zgłaszać w komentarzach pod postem. X'D

2 komentarze:

  1. Kolejny rozdział o mój borze! *cieszy się rozdziałem przy borze*

    Kolejny rozdział. Robi się coraz ciekawiej, akcja zagęszcza się i przyśpiesza a ja wypatruje za nią oczu! Strasznie podoba mi się relacja Nokty i Azuri, niepewność, nieufność a może i też ciekawość? Na początku nie wiedziałam za bardzo czym właściwie Azuri jest... Jednak teraz ku mojej uciesze zostało to mniej więcej wyjaśnione. Tyle jest wspominane o tych dwóch gościach, a nadal nie ma za bardzo o nich za dużo informacji. Tak samo martwi mnie porzucenie wątku z panem Starkiem, albo z Ayami! Mam nadzieje, że niedługo pojawi się coś o nich! Rozdział technicznie, jest przecudowny, ucz mnie mistrzu. Życze weny i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak... boję się rozpisywać, bo dziś ten zakichany pierwszy kwietnia i mogłabyś coś uznać za żart. X'D

      Dziękuję. :> Długie komki ogrzewają me serduszko, bo słońce jedynie mnie razi. ;v;
      Właśnie jesteśmy teraz w momencie takiego intensywnego rozwoju całej sytuacji - cieszę się, że to widać. ^^'

      Bez obaw, na wszystko przyjdzie czas i to szybciej, niż sądzisz.

      Jeszcze raz dzięki. :3

      Usuń