11 marca 2017

O północy - OneShot

Cichy krzyk z oddali.
Ciemny blask księżyca na jaśniejącym nieboskłonie, podziurawionym milionami czarnych dziur.

Tak widzę to ja, lecz dla ciebie księżyc przechodziłby kolejną fazę i rozpraszałby ciemność wraz z gwiazdami na atramentowym niebie.
Krzykiem byłabym ja - rozdarta przez czas.

Czemu widzę wszystko wspak?
Sumienie rozgryza mą twarz.
I przemierzam śnieżny las...

Powoli staczam się po skarpie przeszłości ze swoimi kłamstwami...
Słowami...
Czynami...
Myślami...
Darami, które straciłam:
Wiarą.
Nadzieją.
Miłością.

Upadam na dno lasu – pięknego lasu.

Próbuję podnieść ciężką głowę, lecz Sumienie wciąż ciąży na mnie nieubłaganie, więc na klęczkach, oparta dłońmi o śnieg, czekam. Czarny puch rozgrzewa me ciało i rozpala we mnie dziki ogień Nienawiści, którą podsyca niezrozumiała dla mnie, przedziwna ciemność bijąca od ciał niebieskich. Dam wszystko, aby lepiej ukryć się w świetle drzew.
Zaszyć się.
Na zawsze.

Wstrzymuję oddech, który już dawno oddałam, tym samym przygasając na chwilę płomień Zawiści. Ten czarno-biały świat przypomina mi tak cudowne noce, które spędzałam na odliczaniu sekund, aby przywitać północ, przemykającą mi między palcami.

Czemu ja wszystko widzę na opak? Przecież nawet o północy kolory chowają się w cieniu - jak ja. Różnica jednak jest ukryta w słowie „piękno", gdyż one je posiadają, a ja? Nawet nie wiem, czy zasługuję na słowo „nikt", bo jedyne, co mnie określa, to „ja".

Na dnie pięknego lasu.

Wszystko wydaje się tak ulotne oraz piękne – te słowa tak często idą w parze – jak ten las o północy. Jednakże ja dostrzegałam jednie ulotność, bo byłam ślepa na piękno.

Ze swym doskwierającym Sumieniem ciążę czasu.

Ogień zgasł.

Gdzie zbłądziłam? - złamana chcę zapytać Sumienia, lecz ono dobrze wie, o co proszę i łaskawie uchyla mi drzwi. Zerkam przez szparę i już widzę ukrytą w nim za żelazną kurtyną Wstydu... Prawdę.

Czuję, jak Moralność mnie rozgryza, używając do tego Wspomnień, a moja Żałość sączy się łzami. Teraz to właśnie ona mnie napełnia niemocą. Pustką. Gorycz, która krwawi zwykłymi kroplami z moich ran mej duszy.

Rozdziera mnie czarna rozpacz. Już nic nie widzę. Jestem tylko ja, skulona i wciąż oczekująca końca.
Ale przecież to nie może być koniec...

Proszę.

Przecież wyjście jest na wyciągnięcie ręki, tylko czemu tak trudno po nie sięgnąć? Są dalej, niż mi się wydaje? Nie, po prostu nie chcą się otworzyć. Jeszcze nie. Czekają na mnie, ale ja tu jestem, więc zapewne oczekują czegoś ode mnie.

Ręka ich się nie ima, więc są nieugięte. Łzy ich nie przemogą, więc są niemiłosierne. Więc czego pragną?

W głębi duszy znam odpowiedź, ale me usta zamykają się, gdy tylko chcę wypowiedzieć to nieszczere słowo. Żal mi siebie... lecz to nic nie zmienia. Sięgam po coś, co jest ukryte gdzieś głębiej, zaraz pod egoizmem – żałuję innych, którym odebrałam smak życia.

Przepraszam.

Wtem drzwi otwierają się i wpuszczają coś cudownego, co wypełnia me ciało. Oddycham... słone łzy przestają płynąć z gorzkich ran, a ich miejsce zastępuje słodka ulga. Wybaczenie.

Nigdy jej nie oczekiwałam, a jednak otworzyłam jej wejście jednym słowem, a ta przyprowadziła swą wierną towarzyszkę – Spokój.

Dary, które straciłam wraz z życiem, wracają do mnie. Czuję, jak te trzy filary mnie wspierają i pomagają mi ponownie się podnieść.

Boję się, lecz jestem pełna Nadziei oraz Wiary, która daje mi siłę, a napędza mnie Miłość.

Czuję się cudownie lekko, jakbym mogła uciec przed grawitacją oraz umknąć objęciom czasu.

Podnoszę wzrok i widzę psikus poety – granatową kartkę, a na niej białym atramentem, w artystycznym nieładzie zapisane życia, które zataczają pozornie błędne koło, wciąż pchają czas, z którego dusze chcą się wyrwać i zakreślać swoje własne wzory, ale przecież one również są podatne na zmiany. Wystarczy dać im czas. Poczekać.

Trzeba mieć świadomość o ulotności, ale po co marnować czas na czekanie, skoro jest tyle piękna dookoła nas do podziwiania? Niebo jest pełne zmiennych kolorów, wystarczy je dostrzec na przestrzeni lat... epok.

Uśmiecham się do tarczy broniącej swych lśniących, niepozornych przyjaciół.

Czarne gałęzie odznaczają się na tle nieboskłonu. W gruncie rzeczy również są pełne życia i barw, ale onieśmieliło je zimno, tak jak ich fundamenty, które skrywają się pod warstwą białego puchu. Na tym zaś beztrosko tańczy poświata księżyca oraz gwiazd, mieniąc się setkami odcieni.

Dołączam do nich, aby tańczyć z nimi resztę wieczności, znikając na kilka chwil w cieniu drzew, aby im również użyczyć skrawka szczęścia – aby spłacić swój dług wdzięczności.

I będę czekać na ciebie, podziwiając ulotność północy oraz piękno lasu.

A potem razem nasza poświata zamajaczy w lesie i zalśnimy między gwiazdami, by wskazywać drogę w ciemności zagubionym duszom... o północy.

Dziękuję.

To jeszcze nie koniec, czyż nie?



_______ 
Na Watt też już wstawiłam. 
Postanowiłam oderwać się na kilka chwil od "Obcej ścieżki" i napisać coś całkiem innego - tak oto z spontanicznego pomysłu powstało "O północy". 
Jak macie jakiekolwiek uwagi, to zachęcam do podzielenia się z nimi w komentarzu. 
Mam nadzieję, że ten OneShot ma dla was ręce i nogi. X'DDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz