26 stycznia 2016

2. Nieznajoma

      Każdego wieczoru, każdej nocy, kiedy choć odrobina księżyca widniała na niebie wypełnionym smogiem, nie czułam się komfortowo. Stres ściskał mi żołądek. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nie wiedziałam, co chcę ze sobą zrobić. A co chcę? Wyjście ze znajomymi musiałam zostawiać na weekendy, a oficjalnym powodem były chęci polepszenia ocen. Więc zostaje telewizja, komórka, lekcje, drzemka, a może wyżerka? Dosłownie fiksowałam z bólu. Czasem myślałam, że pewnego wieczoru rozsadzi mi czaszkę. Z nocy na noc ból towarzyszący tej nietypowej przemianie mojego narządu słuchu, malał, a ja potrafiłam skupić swe myśli na chociażby użalaniu się nad sobą. Kolejnym szczęściem w nieszczęściu był fakt, iż kocie uszy były małe. Nie, ja wcale sobie tego nie wmawiałam… były porównywalne z moimi ludzkimi, tyle, że brązowe… i nieco wyżej… właściwie to szatynowe. Niemal niewidoczne pośród moich naturalnych, rozpuszczonych włosów. Mimo tego wszystkiego, wieczorami po mieszkaniu wolałam chodzić w kapturze lub w czapce. Mamuśka nie zauważyła tej zmiany, bo wcześniej też często tak paradowałam.
      Te oto czynniki, które pobudzał stres, złożyły się na to, iż czułam się jak stereotypowa dziewczyna z wiecznym okresem, która wszystko maskuje poirytowaniem oraz szorstkością. Cóż… bawiło mnie to i nie miałam zamiaru odebrać sobie przyjemności pośmiania się w duchu ze swego nieszczęścia. Trzeba sobie jakoś radzić, przywołując byle błahostką uśmiech na szkolnych korytarzach.
      Tradycją jednak pozostało, że stres wyładowywałam na przechadzkach, ale jako że park mnie do siebie zraził, postanowiłam chadzać gdzie indziej. Nieco wyżej.
      I oczywiście wszystko mnie stresowało, a raczej irytowało.
      Dzisiejszego późnego wieczoru, siedząc sobie na dachu jakiegoś bloku mieszkalnego, miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przyznam — wkurzało mnie to niesamowicie. Sam fakt, że nie jestem sama i nie mogę się cieszyć życiem, złościł mnie. Może zaklepałam tej osobie miejscówkę? No cóż... okażę swą wspaniałomyślność i znajdę inny dach, na którym to będę mogła kontynuować wdychanie niezbyt zdrowego powietrza.
      Wstałam, nie do końca przekonana, czy dobrze robię. Wiatr na tej wysokości nie oszczędzał sił, więc naciągnęłam bardziej kaptur na głowę, po czym niezbyt pośpiesznie udałam się do zużytej drabinki, która prowadziła na dół, na schody przeciwpożarowe. Schodząc, stopień po stopniu, rozglądałam się uważnie. Liczyłam na to, że zobaczę osobę (w końcu na pewno nie byłam sama w tym wielkim mieście, jeśli chodzi o chodzenie po zaułkach oraz schodach zewnętrznych), której ustępuję miejsca. Drabinka szybko doprowadziła mnie do dalszej części mojej drogi powrotnej na nowojorskie ulice. Jedną ręką chwyciłam nieprzyjemną w dotyku poręcz i z zadartą głową szukałam po sąsiednich dachach ludzkich kształtów. Stopnie cicho zgrzytały. Pusto. Przeliczyłam się. Wróciłam wzrokiem na porządną konstrukcję, by przypadkiem w tych ciemnościach nie wyrżnąć jakiejś nieudanej figury akrobatycznej i nie kopnąć samej siebie glanem w ryj, a przy okazji nie rozwalić wypieszczonej, przerośniętej grzywki, którą zaczesywałam na bok. To by bolało.
      Zatrzymałam się. Zacisnęłam obie dłonie na poręczy. Wychyliłam głowę, by ocenić ile metrów mi zostało w linii prostej. Jakieś sześć. Idealnie, pomyślałam, prężąc ciało do skoku. Przerzuciłam nogi bokiem, siadając tym samym na wąskiej linii żelastwa. Utrzymanie równowagi nie było dla mnie problemem. Chwilę trwało, zanim zsunęłam się z niej, by z dudniącą adrenaliną i rozsuniętą, roztrzepotaną bluzą paść wpierw na nogi, a następnie z siły rozpędu uderzyć dłońmi w bruk. Ból zagłuszyła satysfakcja. To nie było przyzwyczajenie, to raczej... uzależnienie? Lubiłam to uczucie... gdy ląduję. Czułam wtedy dziwny dreszczyk, który przenikał mnie całą. Nagle usłyszałam cichy brzdęk za sobą. Odwróciłam się gwałtownie, wbijając wzrok w ciemny zaułek.
      Jarzyła się tam para bursztynowych oczu.
      — Ja też tak umiem — odezwał się głos. Miałam wrażenie, że ten ktoś się uśmiecha.
      Milczałam, mając pustkę w głowie. Co mogłabym na to odpowiedzieć? Lubię niszczyć swoje stawy?
      — Nie bądź nieśmiała. Nie jestem niebezpieczna... przynajmniej w tym momencie. — Zrobiła kok do przodu i teraz doskonale mogłam zobaczyć całą jej okazałość.
      Była to postać niska — niższa nawet ode mnie. Bez wątpliwości płeć piękna, mimo iż Matka Natura poskąpiła jej atrybutów, to i tak miała delikatne dziewczęce rysy oraz złote oczy z plamkami zieleni, które idealnie się komponowały. Spomiędzy krótko ściętych, ciemnobrązowych włosów — prawie czarnych — wystawały tego samego koloru, wielkie, zaokrąglone, kocie uszy... ten widok mnie chyba bardziej zastanowił, niż fakt, że była boso i twarz miała zakrytą czerwoną apaszką, czy też chustą.
      Krew się we mnie wzburzyła, a ręce poczęły się trząść. Cała ekscytacja prysła.
      — Odezwałabyś się... przywitała... przedstawiła... trochę kultury — mruknęła sarkastycznie. — Słuchaj, będziesz ze mną gadać, albo z moją pięś...
      — Jestem Azuri — weszłam jej w pół słowa, starając opanować się mój głos.
      — Miło mi — rzuciła, jakby była nieco znużona.
      — Mi nie za bardzo. Czemu zawdzięczam tę rozmowę? — Raz jeszcze zlustrowałam ją wzrokiem.
      — Obserwuję cię od pewnego czasu. Jakby ci to wyłuskać... — tu zrobiła sporą pauzę marszcząc czoło, po czym ciągnęła dalej — szukam kąta na czas nieokreślony.
      — Nie widzę powodu, dla którego miałabym udzielić ci takowego miejsca do snu. — Cofnęłam się nieznacznie. Ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza, a jej kierunek jeszcze dziwniejszy.
      — Ty masz miejsce, ja go nie mam. Ty masz kochającą matkę, która nie ma najmniejszego pojęcia o tym, czym jesteś. — Zatrzepotała niewinnie rzęsami skracając odległość pomiędzy nami do dwóch metrów i zsunęła apaszkę z ust. — Załapałaś aluzję, złotko? — Wyszczerzyła się, jakby w mimowolnym grymasie zadowolenia.
      Ho-ho... ona mnie śledzi czy strzela? Wejrzałam w jej mimikę głębiej. Pewna siebie, wyszczekana, sprytna, szczwana — stanowczo nie wygląda na osobę, która mogłaby blefować.
      — No to co? Mów mi Nokta, w końcu będę gościem w twoim pokoju przez najbliższy czas. — Przewróciła oczyma, jakby rozkoszowała się swym geniuszem.
      Jej bezczelność zaczęła mi grać na nerwach.
      — Nie sądzisz, że przeceniasz moje ambicje? Nie wyglądasz mi na chomika, więc nie mogę cię zaliczyć do istot, które mogłabym przemycić, czy też przechować. Poza tym... won z mojego życia i mojej rodziny ze swoimi zagnojonymi butami! — warknęłam.
      Nie poskromiłam swojego gniewu. Nie mogłam go powstrzymać ani chwili dłużej. Czy też może nie chciałam. Sama nie wiem. Sama siebie znów nie rozumiałam.
      Milczała z lekko rozchylonymi ustami i przymrożonymi oczami, jakby ważyła moje słowa. Najwyraźniej udało mi się ją nieco zaskoczyć.
      Po prostu się odwróciłam. Wcisnęłam lodowate ręce do kieszeni. Krok po kroku oddalałam się od nieznajomej, a raczej chciałabym, abym jej nie znała. Tacy jak ona i tacy jak ja — jesteśmy na tyle zdominowani przez "zdrową" społeczność, że jak spotkamy się, to albo ignorujemy siebie, wmawiając sobie, że to nie ma znaczenia, ale ci bardziej impulsywni oraz zdesperowani, zadają pytania. W końcu... każdy z nas ma pytania, na które "zdrowi" ludzie na pewno nie znają odpowiedzi.



______
Co do tytułu - miał być gorszy, uwierzcie.
Zapamiętajcie ostatnie zdanie z dialogu Azuri i Nokty. ;P 

4 komentarze:

  1. Awwww: 3
    ja nie zgaduje!Ja zwyczajnie czytam w myślach!
    Wielbię twoje opki ,po przeczytaniu każdego rozdziału odczuwam niedosyt normalnie jakby mi ktoś zabrał paczkę czipsòw zprzed nosa nie lubię jak mi się zabiera jedzenie..... bardzo...
    Czekam na następny rozdział i mam nadzieje ,że brak czytelników Cię nie zniechęci oni przyjdą...


    ...


    A jak nie to ich zmusze (szatański śmiech )

    Trzymaj się
    ~Nokta

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystarczy mi pięć minut na czytanie i stwierdzenie że to opowiadanie jest zaj... ym dobre.

    Uszanowanko
    A ten-to kto?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak...to znowu ja! ^^
    Opowiadanie mi się zaje...fajnie czytało i lecę do kolejnych ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje. Bardzo zazdroszczę ci talentu. Co prawda opowiadania są krótkie ale nadrabia to ich bogata treść w której mogłam bym się wręcz utopić.
    ~Ayami Akatu

    OdpowiedzUsuń