„Może się jeszcze
nie domyśliłaś, ale tutaj chodzi o coś więcej niż fakt, że jesteśmy zamknięci
lub o wasze zapchlone kocie dupy.”
Zacisnęłam
szczękę, zastanawiając się, co to właściwie znaczy. Nokta usiłowała odczytywać
treść wiadomości, ale moje trzęsące się dłonie skutecznie jej to utrudniały.
Fukała z frustracji, a ja wystukiwałam niezdecydowanie litery. Po chwili je
usunęłam. Kleiłam następne. Usunęłam i te. Westchnęłam, podnosząc wzrok na
znużonego Dylana — bo tak chyba miał na imię, wierząc mojej pamięci. Wzdrygnęłam
ramionami w geście niezdecydowania, mój telefon zaś niemal wyślizgnął się z
mojej spoconej dłoni. Nokta fuknęła jeszcze raz. Sądziłam, że to był swoisty
komentarz w moją stronę, ale kiedy znów spojrzałam w głąb sklepu, zrozumiałam,
że było to skierowane w stronę chłopaka, który właśnie uciekał z naszego pola
widzenia.
— Czekaj! — krzyknęłam mimowolnie, wiedząc, że to co najmniej tępe.
— Czekaj! — krzyknęłam mimowolnie, wiedząc, że to co najmniej tępe.
Głuche uderzenie w
szybę w wykonaniu mej towarzyszki
również było bezowocne.
Ciśnienie
podskoczyło mi dwukrotnie bardziej, niż wtedy jak przed sekundą mój telefon
niemal zetknął się z zaplutym nowojorskim chodnikiem. Dlaczego? Moja
słodziuchna bestia wpatrywała się we mnie intensywnie, w taki sposób, jakbym
miała zamiar potraktować mnie właśnie jak tę szybę.
— Ty ich znasz?! —
syknęła, słusznie obruszona tym faktem.
— Nie, ty ich
znasz! Ja mam tylko ich numer! A raczej oni mają mój! — Zasłoniłam się rękami w
defensywnym geście.
Przyłożyła dłonie
do skroni i poczęła je niedelikatnie pocierać. Jeśli nauczyłam się czegoś od
Amandy o pływaniu w towarzystwie, to na pewno fakt, iż frustracja nigdy nie
służy konwersacji. Zagryzłam wargę, zaciskając sine dłonie w pięść, by nie
zacząć nimi nerwowo się bawić. Czas zebrać w sobie resztki inteligencji
społecznej — jeśli takowa rzecz istnieje — i użyć ich w tej chaotycznej grze.
— Daj mi chwilkę —
bąknęłam jako-tako pewnie.
Nokta jedynie
odwróciła się w stronę ulicy, spuszczając głowę, ale nie zapominając, by
kontynuować rytuał irytacji.
Do odważnych świat
należy, racja? Pomyślawszy to, kliknęłam, by wybrać numer Dylana. Podczas
czwartego sygnału, w mojej głowie utknęło odczucie, z jakim zostawili mnie po
naszym pierwszym i ostatnim spotkaniu. Mówili od rzeczy jak kokainiści, to
jedyne czego byłam pewna.
— Hejka…? —
odezwał się ze słuchawki trochę piszczący głos jak na mój gust.
— Hej! — Przyznam,
byłam odrobinę zbyt entuzjastyczna, aczkolwiek w końcu idziemy do przodu, mam
prawo do irracjonalnej radości. – Proszę, Dylan, wpuść nas! Rozwalił się taki
chaos, że…
— Ethan — wtrącił.
— Słu-słucham? —
Radość ponownie zasłoniły bruzdy na moim czole.
— Ethan, jestem
Ethan, Ethan mówi — ciągnął łopatologicznie.
— Miałam numer do
Dylana… prawda?
— Yhym… ale się
speszył, jak zrozumiał, że to ty dzwonisz. — Po nagłym szumie dotarły do
mnie stłumione słowa. — Ała! Nie kop mnie! Poskręcało cię? — Westchnął
przeciągle, powróciwszy do słuchawki. — A tak na poważnie, to niedosłyszy,
straszny przypadek.
Nie byłam w stanie odszyfrować celności jego stwierdzeń
spod płaszczyku cynizmu.
Po dłuższej chwili
niezręcznej w moim mniemaniu ciszy, mlaśnięcie po drugiej stronie podsumowało
poziom tej rozmowy, a następnie Ethan się rozłączył. Podniosłam wzrok na Noktę,
która zamarła w bezruchu, wpatrując się we mnie bez emocji. Przełknęłam dumę,
by zacząć kalkulować ryzyko wybuchu kolejnej popychanki słownej, jakbym
ośmieliła się dopytać, co ją tak konsternuje. Szybko jednak zrozumiałam, że to
oczywiste. Po prostu ta rozmowa była co najmniej zbędna. Bezużyteczna.
Poniżająca.
Dostrzegłam ruch
pomiędzy regałami, a nim się zorientowałam, latynoski chłopak przekręcił
kluczyk ze satysfakcjonującym zgrzytem. Nokta zdawała się zostać wyrwana z
letargu przez ten niewinny dźwięk, jakby znała go doskonale. Powoli, jakby
ważąc każdy swój ruch, Ethan otworzył drzwi. Stojąc w nich, spojrzał na moją
towarzyszkę, próbując uśmiechnąć się pokrzepiająco. Bałam się oderwać wzroku od
niego, by zobaczyć, jak na to mogła zareagować. Bałam się, że lada moment
zniknie, zmieniając zdanie. W końcu spojrzał i na mnie.
— Pogadamy, ale
będziemy grać w otwarte karty, bez żadnego owijania. Oki-doki?
Przytaknęłam
ruchem głowy.
— Ty masz
tendencję do omijania punktu jakiejkolwiek rozmowy, dlatego będziesz siedzieć
cicho, zrozumiano? — Jego wzrok opadł ciężko na Noktę.
Ta
jednak jedynie spojrzała w bok, spuszczając wzrok. Serce zabiło mi jeden raz
mocniej, kiedy wkraczałam w kolejne niewiadome.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz