8 czerwca 2020

17. Zakupy ze starymi znajomi

     „Chce pogadać i jest głodna, zresztą ja też bym wrzuciła coś na ząb.”
     „Może się jeszcze nie domyśliłaś, ale tutaj chodzi o coś więcej niż fakt, że jesteśmy zamknięci lub o wasze zapchlone kocie dupy.”
     Zacisnęłam szczękę, zastanawiając się, co to właściwie znaczy. Nokta usiłowała odczytywać treść wiadomości, ale moje trzęsące się dłonie skutecznie jej to utrudniały. Fukała z frustracji, a ja wystukiwałam niezdecydowanie litery. Po chwili je usunęłam. Kleiłam następne. Usunęłam i te. Westchnęłam, podnosząc wzrok na znużonego Dylana — bo tak chyba miał na imię, wierząc mojej pamięci. Wzdrygnęłam ramionami w geście niezdecydowania, mój telefon zaś niemal wyślizgnął się z mojej spoconej dłoni. Nokta fuknęła jeszcze raz. Sądziłam, że to był swoisty komentarz w moją stronę, ale kiedy znów spojrzałam w głąb sklepu, zrozumiałam, że było to skierowane w stronę chłopaka, który właśnie uciekał z naszego pola widzenia.
     — Czekaj! — krzyknęłam mimowolnie, wiedząc, że to co najmniej tępe.
     Głuche uderzenie w szybę  w wykonaniu mej towarzyszki również było bezowocne.
     Ciśnienie podskoczyło mi dwukrotnie bardziej, niż wtedy jak przed sekundą mój telefon niemal zetknął się z zaplutym nowojorskim chodnikiem. Dlaczego? Moja słodziuchna bestia wpatrywała się we mnie intensywnie, w taki sposób, jakbym miała zamiar potraktować mnie właśnie jak tę szybę.
     — Ty ich znasz?! — syknęła, słusznie obruszona tym faktem.
     — Nie, ty ich znasz! Ja mam tylko ich numer! A raczej oni mają mój! — Zasłoniłam się rękami w defensywnym geście.
     Przyłożyła dłonie do skroni i poczęła je niedelikatnie pocierać. Jeśli nauczyłam się czegoś od Amandy o pływaniu w towarzystwie, to na pewno fakt, iż frustracja nigdy nie służy konwersacji. Zagryzłam wargę, zaciskając sine dłonie w pięść, by nie zacząć nimi nerwowo się bawić. Czas zebrać w sobie resztki inteligencji społecznej — jeśli takowa rzecz istnieje — i użyć ich w tej chaotycznej grze.
     — Daj mi chwilkę — bąknęłam jako-tako pewnie.
     Nokta jedynie odwróciła się w stronę ulicy, spuszczając głowę, ale nie zapominając, by kontynuować rytuał irytacji.
     Do odważnych świat należy, racja? Pomyślawszy to, kliknęłam, by wybrać numer Dylana. Podczas czwartego sygnału, w mojej głowie utknęło odczucie, z jakim zostawili mnie po naszym pierwszym i ostatnim spotkaniu. Mówili od rzeczy jak kokainiści, to jedyne czego byłam pewna.
     — Hejka…? — odezwał się ze słuchawki trochę piszczący głos jak na mój gust.
     — Hej! — Przyznam, byłam odrobinę zbyt entuzjastyczna, aczkolwiek w końcu idziemy do przodu, mam prawo do irracjonalnej radości. – Proszę, Dylan, wpuść nas! Rozwalił się taki chaos, że…
     — Ethan — wtrącił.
     — Słu-słucham? — Radość ponownie zasłoniły bruzdy na moim czole.
     — Ethan, jestem Ethan, Ethan mówi — ciągnął łopatologicznie.
     — Miałam numer do Dylana… prawda?
     — Yhym… ale się speszył, jak zrozumiał, że to ty dzwonisz. — Po nagłym szumie dotarły do mnie stłumione słowa. — Ała! Nie kop mnie! Poskręcało cię? — Westchnął przeciągle, powróciwszy do słuchawki. — A tak na poważnie, to niedosłyszy, straszny przypadek.
     Nie byłam w stanie odszyfrować celności jego stwierdzeń spod płaszczyku cynizmu.
     Po dłuższej chwili niezręcznej w moim mniemaniu ciszy, mlaśnięcie po drugiej stronie podsumowało poziom tej rozmowy, a następnie Ethan się rozłączył. Podniosłam wzrok na Noktę, która zamarła w bezruchu, wpatrując się we mnie bez emocji. Przełknęłam dumę, by zacząć kalkulować ryzyko wybuchu kolejnej popychanki słownej, jakbym ośmieliła się dopytać, co ją tak konsternuje. Szybko jednak zrozumiałam, że to oczywiste. Po prostu ta rozmowa była co najmniej zbędna. Bezużyteczna. Poniżająca.
     Dostrzegłam ruch pomiędzy regałami, a nim się zorientowałam, latynoski chłopak przekręcił kluczyk ze satysfakcjonującym zgrzytem. Nokta zdawała się zostać wyrwana z letargu przez ten niewinny dźwięk, jakby znała go doskonale. Powoli, jakby ważąc każdy swój ruch, Ethan otworzył drzwi. Stojąc w nich, spojrzał na moją towarzyszkę, próbując uśmiechnąć się pokrzepiająco. Bałam się oderwać wzroku od niego, by zobaczyć, jak na to mogła zareagować. Bałam się, że lada moment zniknie, zmieniając zdanie. W końcu spojrzał i na mnie.
     — Pogadamy, ale będziemy grać w otwarte karty, bez żadnego owijania. Oki-doki?
     Przytaknęłam ruchem głowy.
     — Ty masz tendencję do omijania punktu jakiejkolwiek rozmowy, dlatego będziesz siedzieć cicho, zrozumiano? — Jego wzrok opadł ciężko na Noktę.
     Ta jednak jedynie spojrzała w bok, spuszczając wzrok. Serce zabiło mi jeden raz mocniej, kiedy wkraczałam w kolejne niewiadome.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz