8 czerwca 2020

21. Harlem – stacja sto dwudziestej piątej ulicy

     Ocknęłam się, straciwszy równowagę na stromych schodach, prowadzących w głąb stacji metra. Słony zapach budek z jedzeniem soul, wciąż tu dochodził, przypominając mi, aby chwycić się za balustradę. Jej chłód już mnie nie pobudzał. Powieki ciężko opadały w dół. Zakaszlałam, próbując złapać dech. Klatka piersiowa unosiła się chaotycznie, pomimo moich starań, by ustatkować jej ruch. Opuściłam rozgrzaną głowę, a rozszarpane włosy zawirowały mocniej, kiedy metro odjechało ze świszczącym hukiem.
     Po kilkunastu oddechach, zaczął mnie już przenikać chłód. Mamrocząc do siebie, by nie zasnąć, sięgnęłam monotonnymi ruchami po bluzę, którą gwałtem uprzednio wsadziłam do torby. Dramatycznie się zataczając w dół i jęcząc, błagając o odzyskanie całkowitej świadomości, naciągnęłam ją na siebie, niezbyt przekonana, że zmieni to cokolwiek.
     Byłam w totalnej dupie. Harlem, stacja sto dwudziestej piątej ulicy. Nie pamiętam, jak tu dobiegłam, czy byłam w parku, czy kogokolwiek tam spotkałam, a jeśli tak, to była to Nokta czy afroamerykańskiej urody dziewczyna z klubiku poetyckiego, która chadzała tam z psem wieczorami na spacery.
     Głos z głośników o mocnym akcencie przyciągnął moją uwagę na wyświetlacz punktowy LED z rozkładem jazd na najbliższe minuty. Podniosłam obolałą głowę, z trudem skupiając się na mieniących się jaskrawo pomarańczowych literach. Trzecia linia, przystanek końcowy na New Lots Avenue.
     Usiadłam na ławce pod kafelkową ścianą, na której zaś spoczywał kurz, przyciemniając jej urokliwy błysk. Mięśnie pomału zaczęły mi drętwieć po tak wymagającym wysiłku, ale nie ośmieliłam się ruszyć. W mojej głowie nie plątała się ani jedna myśl. Kłębek mimo pozorów nie został jednak rozsupłany, raczej przecięty, a to nigdy nie jest satysfakcjonujące zakończenie. Bańka pozorów, że jestem sama jak palec, pękła, porzuciwszy mnie pośrodku chaosu z innymi mojego pokroju. Szczerze? Z goryczą nauczyłam się to kochać. Dlatego tak boli, kiedy już zebrałam się, by usłuchać wołania. Przetarłam szkliste oczy dłonią, prychając do siebie śmiechem.
     Azuri, zaiste, przeszłaś tym razem samą siebie.
     Azuri? Co ty tutaj robisz?
     Jadę do Moore. Starałam się stłumić żałość w moim głosie, wbijając spojrzenie w czubki moich glanów, pokrytych ulicznym pyłem. Czy to właśnie w tym nie mieliście mi pomóc? Przesunęłam wzrok na jej rozwalające się trampki, których właścicielka postanowiła usiąść obok mnie na ławce.
      Stwierdził, że jego dość bezpośrednie metody na ciebie nie działają, więc mamy użyć sposobu wysokich lotów… perswazji. Kątem oka widziałam, jak bawi się nerwowo długimi paznokciami.
      Czy nadal jesteś moim chomikiem? Spojrzałam na nią w końcu, nie mogąc się powstrzymać, by nie powiedzieć coś upokarzającego na koniec.
      Zawsze. Wyszczerzyła drapieżne zęby w pokrzepiającym uśmiechu. Zdawało mi się, że jej złotawe oczy błyszczą w otępiającym oświetleniu stacji i cieniu jej kaptura.
      Naprawdę sądzisz, że on może nam wszystkim pomóc? przeskoczyłam na kolejny temat, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
      Zjawy tak twierdzą… Zawiesiła swój szorstki z natury głos, jakby ważąc kolejne słowa. Właściwie, to co się wydarzyło popołudniu…?
     Ayami Akatu i Charlotte Jackson, bez urazy dla tej pierwszej, ale nie chcę, aby obrzydziły mi ostatnie chwile w jabłku z Noktą.
      Nie wiem. Pokręciłam głową, jakbym łudziła się, że ta pozornie krótka chwila, w ten sposób zniknie z mojej pamięci. Szczerze nie wiem.
     Pokiwała jedynie głową, jakby zgadzając się ze mną w mojej lakonicznej wypowiedzi.
      Wiesz gdzie jechać?
      Tak, a co?
      Nam nigdy nie powiedział, bał się, że Dylan lub Ethan puszczą farbę i Widma się dowiedzą.
      Powiedzmy, że mój ojciec był chłopakiem z pomarańczy, który chciał mieszkać w brzoskwini.
      Nie mam pojęcia, co to znaczy Pożaliła się, z widoczną frustracją na twarzy.
     Jak Nowy Jork jest wielkim jabłkiem, to niektóre stany są innymi pysznościami. Nie, nie powiem ci wprost, spadaj na drzewo. Dodałam, widząc jej wysoko uniesione brwi i oczy zmrużone w poszukiwaniu powodu do spuszczenia mi łomotu.
     Metro z hukiem i łomotem wślizgnęło się na stację, przeszywając nieprzyjemnie powietrze.
     Zerwałam się, tknięta impulsem, Nokta również. Przygarnęłam ją bliżej siebie, ściskając mocno w przyjacielskim uścisku.
     Chciałabym powiedzieć, że byłam pewna, że będę wciąż za nią tęsknić kilka lat później, ale skłamałabym. W gruncie rzeczy nie poznałam jej wtedy zbyt dobrze ani jej wesołego towarzystwa. Mimo wszystkich łączących nas pokrętnych zdarzeń, poczułam to żarzące uczucie, dopiero gdy wysiadałam na końcowym przystanku, by dojść dalej na lotnisko. Wiedziałam, że już za mną nie podąża jak siostrzany cień. Jedynie Zjawy wiedziały, gdzie jestem. Wszelkie nicie przecięłam, wchodząc do metra, posyłając ostatni złamany uśmiech Noktcie. Zaciskałam zęby, zaklinając samą siebie, by nie płakać.
     Nie wiem, czy wszystkie nicie da się przeciąć, jednak na szczęście bądź nieszczęście, biorąc pod uwagę mój pobyt w Georgii niektóre da się ponownie związać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz